środa, 8 kwietnia 2015

5 Rozdział - Ślizgiem stulecia

Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, ale staram się pisać szybko. W niektórych rozdziałach możecie zobaczyć fragmenty z książki (właściwie z pdf) Harrego Pottera. Nie pytajcie dlaczego.

***

Zirothie wpatrywała się w swój bilet.
-Peron 9 i ¾... To chyba jednak żart. – powiedziała na głos. Popatrzyła na swoje bagaże. Przez ostatnie dni zdążyła już kupić walizki, do których spakowała książki i ubrania. Pomyślała, że to była strata czasu. Zmięła swój bilet i już miała wyrzucić go do kosza kiedy zauważyła niewysokiego chłopaka, który pchał wózek z bagażami. Na samej górze stosu walizek była wielka klatka z białą sową. Przyjrzała mu się bliżej. Zwykły nastolatek z czarnymi włosami, na nosie miał połamane okrągłe okulary. W jego zielonych oczach nawet z daleka można było dostrzec niepewność i przerażenie. Kroczył niepewnie przez dworzec. W końcu coś odwróciło jego uwagę. Teraz przyglądał się jednej rodzinie. Przynajmniej wyglądali jak jedna wielka rodzina. Absolutnie każdy jej członek miał rude włosy. Czterech chłopców, oraz jedna dziewczynka na czele ze swoją matką. Każdy z nich przeszedł przez ścianę pomiędzy peronem 9 oraz 10. Zirothie nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyła. Podeszła do ściany, za którą zniknęli tamci ludzie. Chciała dotknąć owej ściany, jednak kiedy tylko zbliżyła do niej rękę, ściana jakby się rozpływała pod naporem jej ręki. Rozglądnęła się wokół siebie. Absolutnie nikt na nią nie patrzył. Przeszła przez ścianę z zaciśniętymi powiekami.
Kiedy otworzyła oczy znajdowała się obok wielkiego pociągu z napisem „Hogwart Express”. Wielki czerwony, napędzany parą. Widziała kiedyś taki w jednej książce. Nie był tak wspaniały jak ten przed nią. Ogromna maszyna emitująca niezliczone kłęby pary wodnej.
-Cudo...
Zajęła miejsce w pustym przedziale. W duszy modliła się, żeby nikt się do niej nie dosiadł. Niestety po chwili drzwi od przedziału otworzyły się. Na początku ujrzała tylko krótkie i bardzo ciemne włosy. Dopiero potem zwróciła uwagę na twarz. Piegowata dziewczynka mniej więcej jej wzrostu usiadła obok niej.
-Cześć. Jestem Hannah. – powiedziała.
-Zirothie.
-Czy ten przedział jest wolny?
-Tak. – mruknęła Zirothie patrząc w okno.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz na smutną.
-Tak, wszystko gra. Po prostu się boję. – odpowiedziała żałując, że nie ugryzła się w język. Odkrywanie się przed nieznajomymi nie należało do jej zwyczajów.
-Czego? Przecież jedziesz do Hogwartu.
-Nic nie wiem o Hogwarcie. Ani o magii.
-Spokojnie. Dużo czarodziejów przed przybyciem do Hogwartu nie ma pojęcia o magii. Ci z rodziny mugoli, przed dostaniem listu nawet nie podejrzewali, że istnieje coś takiego jak magia. Wszystkiego się nauczysz. – uspokajała ją nowa znajoma.
-Chyba masz rację.
-Na pewno mam. – zakończyła swoją wypowiedź bardzo stanowczo. Zirtothie odeszła ochota na rozmowę z tą dziewczyną. Nie zrobiła na niej najlepszego wrażenia.
-Jestem trochę zmęczona, obudzisz mnie jak dojedziemy? – zapytała.
-Jasne. Nie ma problemu.
Dziewczynka zamknęła oczy i przez następną godzinę udawała, że śpi. Do jej głowy napływało tysiąc myśli. Zastanawiała się jaki jest Hogwart, czy ludzie są tam mili, jacy są nauczyciele. I najważniejsze, jak w ogóle wygląda szkoła? Do tej pory nie miała okazji skorzystać z fenomenu edukacji społecznej. W szkole była tylko przez rok i to w klasie, w której nic konkretnego się nie nauczyła. Więcej czasu spędzała na zabawie z innymi dziećmi.

Po jakimś czasie Zirothie została szturchnięta przez swoją nową znajomą.
-Przebierz się w swoją szatę. Za niedługo Hogwart. – usłyszała.
Pospiesznie zmieniła ciuchy. Ze zdenerwowaniem i lekką ekscytacją czekała na koniec podróży.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! – usłyszała na peronie. Spojrzała w stronę skąd dobiegał głos. Ten człowiek był wyższy od niej chyba z trzy razy. Był bardzo włochaty i spod jego włosów z trudem można było dostrzec jego oczy. Machał małą naftową lampą ponad głowami innych pierwszoroczniaków.
-To Hagrid. Jest gajowym w Hogwarcie. – powiedziała jakaś dziewczyna stojąca w środku szeregu. Przez chwilę rozmawiał z jakimś chłopcem w czarnych włosach, ale Zirothie była zbyt podekscytowana, żeby teraz się na tym skupić. Kiedy ogromny przewodnik zebrał wszystkich nowych uczniów, ruszyli bardzo wąską i bardzo ciemną ścieżką. Drogę oświetlał jedynie mały płomyk z lampki Hagrida. W końcu dotarli do wielkiego, czarnego jeziora.
-Po czterech do łodzi, ani jednego więcej! – powiedział Hagrid podniesionym głosem, żeby wszyscy go słyszeli.
Zirothie poczuła ucisk w sercu. Panicznie bała się pływać. Nigdy tego nie robiła i bała się, że szybko by się utopiła. Nikt inny nie wyraził niezadowolenia z pomysłu by przeprawiać się łódkami do szkoły, toteż postanowiła zacisnąć zęby i nie dać po sobie poznać, że się boi. Z podniesioną głową weszła do jednej z łódek.
- Wszyscy siedzą? - krzyknął Hagrid ze swojej łódki. – No to... NAPRZÓD!
Zamek był naprawdę imponujący. Kolosalna twierdza, w nocy wydawała się bardzo piękna. Prawie w każdym oknie świeciło się światło. Zirothie była tak bardzo zapatrzona w budynek, że nie usłyszała kiedy gajowy krzyknął aby pochylić głowy. Poczuła jak gałązki bluszczu smagają ją po policzkach. Pospiesznie pochyliła się, ale poczuła jak jedna z gałęzi rozcina jej prawy policzek. Syknęła z bólu.
-Hej, co ty wyprawiasz? – zapytała dziewczyna siedząca naprzeciwko niej.
-Zagapiłam się. – przykładając dłoń do twarzy. Kiedy ją odchyliła zauważyła krew.
-„Normalka.” - pomyślała.
-Uważaj na siebie. – nawet nie usłyszała kiedy dziewczyna ponownie coś do niej powiedziała.
Po przeprawie łódkami i obejrzeniu zamku od strony zewnętrznej nowi uczniowie stłoczyli się w wielkim korytarzu.
-Pierwszoroczni proszę za mną. – na korytarzu zjawiła się wysoka kobieta z włosami upiętymi w kok.
-Pani profesor McGonagall. – przywitał się Hagrid.
- Dziękuję Hagridzie, już się nimi zajmę. – odpowiedziała, następnie kierując się do nowoprzybyłych - Witajcie w zamku Hogwart. Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. - Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd. – zakończyła zerkając wymownie na kogoś z pierwszego rządu.
Zirothie zaczęła myśleć nad ceremonią przydziału.
-„Ale jak to ma wyglądać? Jak to przed całą szkołą? Zrobią nam jakiś test? O Boże gdzie moja różdżka? Chyba jest w bagażach! A co będzie jak trzeba będzie jej użyć? Matko, wracam do domu! Natychmiast!!!” – jej głowa huczała od myśli. Jej wewnętrzną walkę przerwał zduszony okrzyk rówieśników. Spojrzała w stronę źródła ich zaskoczenia. Z jednej ze ścian jak gdyby nigdy nic wychodziły duchy. Dwa spośród nich nad czymś się mocno spierali. Mówili o jakichś szansach i chyba o jakimś innym duchu, ale Zirothie nie słuchała.
-Czyli o tym mówił Michael... – szepnęła.
-Dobrze się czujesz? – zapytał ją pyzowaty chłopczyk. Zirothie nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.
Przed uczniami ponownie pojawiła się profesor McGonagall i wszyscy zebrani pomaszerowali za nią do Wielkiej Sali. Zirothie rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu. Jej uwagę od razu przykuł zaczarowany sufit. Pod sklepieniem wisiało tysiące zapalonych świeczek. Chwilę się na niego zapatrzyła. Wróciła do rzeczywistości, kiedy poczuła jak ktoś szturchnął ją ręką. Popatrzyła na człowieka , który to zrobił. Uśmiechnięty chłopak o płomiennie rudych włosach puścił do niej oczko i wskazał na grupę rówieśników, która była już w sporej odległości od niej. Wystraszona Zirothie postanowiła do nich podbiec. Niestety, jakiś człowiek, który siedział przy stole, w czarnozielonej szacie podstawił jej nogę w efekcie czego upadła na podłogę i całą drogę do końca sali pokonała ślizgając się na brzuchu. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem. Niesamowity ryk przeszedł echem po komnacie. Dyrektor z trudem opanował sytuację uciszając rozbrykaną młodzież. Kiedy Zirothie wstawała, zeszkliły się jej oczy. Czuła gorąco, które właśnie pojawia się na jej policzkach. Spuściła wzrok i stanęła za jakimś chłopakiem w blond włosach. McGonagall ustawiła przed nimi stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Zirothie pomyślała, że ta czapka pasowałaby do jej poprzedniego wizerunku.
Nagle tiara poruszyła się. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:
Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
 Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
 Możecie nosić panamy,
 Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
 I tak poznam kim jesteś,
 Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
 Gdzie króluje odwaga
 I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
 Gdzie sami prawi mieszkają,
 Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
 Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
 A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Młodzi ludzie po kolei siadali na krześle i mieli zakładaną Tiarę na głowę. W pewnym momencie przeczytano nazwisko, po którym wszyscy nagle zaczęli szeptać i każdy chciał zobaczyć owego człowieka. Niepozorny chłopak o czarnych włosach usiadł na krześle. Zirothie wydawało się, że gdzieś go już wcześniej widziała. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to on był właścicielem białej sowy i to jego widziała na dworcu. Za jego okrągłymi okularami chowały się jego przestraszone zielone oczy. Zaczął coś szeptać do siebie. Wyglądał jakby modlił się o cud. W końcu po dłuższej chwili tiara wykrzyczała: „Gryffindor!” i po sali znów rozległ się gwar. Stół do którego podszedł chłopiec zaczął klaskać i krzyczeć z radości.
-„Chyba ktoś ważny...” – pomyślała dziewczyna.
-Zirothie Rath. – w końcu usłyszała swoje nazwisko. Niepewnie podeszła do małego stołka i usiadła na nim. Z zamkniętymi oczami czekała na wybór tiary. Czuła się jakby czekała na wyrok swojej śmierci.
-No, no. Duża odwaga... Inteligencja – no można by było spekulować... Wielki spryt... Pasujesz dziewczyno do wszystkich domów w Hogwarcie.
-Czy mogłabyś już skończyć? – zapytała niepewnie dziewczynka.
-Skończyć? Ja dopiero zaczynam. Czuję, że będą z tobą kłopoty. O tak, wszyscy cię zapamiętają...
-No skończ już... – powiedziała Zirothie otwierając oczy.
-Gryffindor!
Zirothie powoli podeszła do ogromnego stołu. Ludzie, którzy tam siedzieli również bili brawo i przywitali ją uśmiechami. Ona jednak usiadła na skraju i wlepiła swoje oczy w blat stołu. Ktoś ją szturchał i coś do niej mówił, ale ona nawet nie słuchała. Wzięła parę głębokich oddechów, żeby się uspokoić i podniosła swój wzrok. Naprzeciw niej siedział chłopak, na którego zwróciła uwagę wcześniej. Znowu się do niej uśmiechał.
-Hej Mała, wszystko z tobą w porządku? – zapytał.
Zirothie kiwnęła głową.
-No, to masz jakieś imię?
Znowu kiwnęła głową.
-Umiesz mówić?
To pytanie otrzeźwiło dziewczynę.
-Tak, mam na imię Zirothie.
-Piękny ślizg. Zawsze chciałem taki zrobić, ale zawsze zatrzymywałem się w połowie. Gratuluję. – powiedział rudowłosy.
-Daj mi spokój, ok? – powiedziała Zirothie znów spuszczając wzrok na blat stołu.
Kiedy wszyscy już zostali przydzieleni do swoich domów, znad stołu nauczycielskiego powstał dyrektor Hogwaru Albus Dumbledore.
-Witajcie! - powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!
-O kurwa... – jęknęła Zirothie.
-Nie za młoda jesteś na takie słownictwo? – skarcił ją chłopak siedzący obok niej. Był całkowicie rudy i sprawiał wrażenie ważniaka.
-Odwal się co?
-Jestem prefektem, życzę sobie więcej szacunku. – odpowiedział jej.
Zirothie miała ochotę znów powiedzieć bardzo brzydko, ale nie do końca wiedziała kim jest „prefekt” w tej szkole i czy narażanie mu się jest dobrym pomysłem. Odwróciła głowę. Jej wzrok napotkał znowu napotkał na rudego chłopca, który przed chwilą gratulował jej ślizgu. Uniósł kciuk do góry i pokazał brodą na prefekta siedzącego obok niej. Lekko się uśmiechnęła.
Po całej kolacji cała sala odśpiewała hymn. Cała sala oprócz Zirothie. Ona tylko patrzyła z niedowierzaniem na innych.
-„Jak ktoś mógł wymyślić tak durny tekst hymnu?” – pomyślała.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz