Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, ale staram się pisać szybko. W niektórych rozdziałach możecie zobaczyć fragmenty z książki (właściwie z pdf) Harrego Pottera. Nie pytajcie dlaczego.
***
Zirothie
wpatrywała się w swój bilet.
-Peron 9 i
¾... To chyba jednak żart. – powiedziała na głos. Popatrzyła na swoje bagaże.
Przez ostatnie dni zdążyła już kupić walizki, do których spakowała książki i
ubrania. Pomyślała, że to była strata czasu. Zmięła swój bilet i już miała
wyrzucić go do kosza kiedy zauważyła niewysokiego chłopaka, który pchał wózek z
bagażami. Na samej górze stosu walizek była wielka klatka z białą sową. Przyjrzała
mu się bliżej. Zwykły nastolatek z czarnymi włosami, na nosie miał połamane
okrągłe okulary. W jego zielonych oczach nawet z daleka można było dostrzec
niepewność i przerażenie. Kroczył niepewnie przez dworzec. W końcu coś
odwróciło jego uwagę. Teraz przyglądał się jednej rodzinie. Przynajmniej
wyglądali jak jedna wielka rodzina. Absolutnie każdy jej członek miał rude
włosy. Czterech chłopców, oraz jedna dziewczynka na czele ze swoją matką. Każdy
z nich przeszedł przez ścianę pomiędzy peronem 9 oraz 10. Zirothie nie mogła
uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyła. Podeszła do ściany, za którą zniknęli
tamci ludzie. Chciała dotknąć owej ściany, jednak kiedy tylko zbliżyła do niej
rękę, ściana jakby się rozpływała pod naporem jej ręki. Rozglądnęła się wokół
siebie. Absolutnie nikt na nią nie patrzył. Przeszła przez ścianę z
zaciśniętymi powiekami.
Kiedy
otworzyła oczy znajdowała się obok wielkiego pociągu z napisem „Hogwart Express”.
Wielki czerwony, napędzany parą. Widziała kiedyś taki w jednej książce. Nie był
tak wspaniały jak ten przed nią. Ogromna maszyna emitująca niezliczone kłęby
pary wodnej.
-Cudo...
Zajęła
miejsce w pustym przedziale. W duszy modliła się, żeby nikt się do niej nie
dosiadł. Niestety po chwili drzwi od przedziału otworzyły się. Na początku
ujrzała tylko krótkie i bardzo ciemne włosy. Dopiero potem zwróciła uwagę na twarz.
Piegowata dziewczynka mniej więcej jej wzrostu usiadła obok niej.
-Cześć.
Jestem Hannah. – powiedziała.
-Zirothie.
-Czy ten
przedział jest wolny?
-Tak. –
mruknęła Zirothie patrząc w okno.
-Wszystko w
porządku? Wyglądasz na smutną.
-Tak,
wszystko gra. Po prostu się boję. – odpowiedziała żałując, że nie ugryzła się w
język. Odkrywanie się przed nieznajomymi nie należało do jej zwyczajów.
-Czego?
Przecież jedziesz do Hogwartu.
-Nic nie
wiem o Hogwarcie. Ani o magii.
-Spokojnie.
Dużo czarodziejów przed przybyciem do Hogwartu nie ma pojęcia o magii. Ci z
rodziny mugoli, przed dostaniem listu nawet nie podejrzewali, że istnieje coś
takiego jak magia. Wszystkiego się nauczysz. – uspokajała ją nowa znajoma.
-Chyba masz
rację.
-Na pewno
mam. – zakończyła swoją wypowiedź bardzo stanowczo. Zirtothie odeszła ochota na
rozmowę z tą dziewczyną. Nie zrobiła na niej najlepszego wrażenia.
-Jestem
trochę zmęczona, obudzisz mnie jak dojedziemy? – zapytała.
-Jasne. Nie
ma problemu.
Dziewczynka
zamknęła oczy i przez następną godzinę udawała, że śpi. Do jej głowy napływało
tysiąc myśli. Zastanawiała się jaki jest Hogwart, czy ludzie są tam mili, jacy
są nauczyciele. I najważniejsze, jak w ogóle wygląda szkoła? Do tej pory nie
miała okazji skorzystać z fenomenu edukacji społecznej. W szkole była tylko
przez rok i to w klasie, w której nic konkretnego się nie nauczyła. Więcej
czasu spędzała na zabawie z innymi dziećmi.
Po jakimś
czasie Zirothie została szturchnięta przez swoją nową znajomą.
-Przebierz
się w swoją szatę. Za niedługo Hogwart. – usłyszała.
Pospiesznie
zmieniła ciuchy. Ze zdenerwowaniem i lekką ekscytacją czekała na koniec
podróży.
-
Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! – usłyszała na peronie. Spojrzała w stronę
skąd dobiegał głos. Ten człowiek był wyższy od niej chyba z trzy razy. Był bardzo
włochaty i spod jego włosów z trudem można było dostrzec jego oczy. Machał małą
naftową lampą ponad głowami innych pierwszoroczniaków.
-To Hagrid.
Jest gajowym w Hogwarcie. – powiedziała jakaś dziewczyna stojąca w środku
szeregu. Przez chwilę rozmawiał z jakimś chłopcem w czarnych włosach, ale
Zirothie była zbyt podekscytowana, żeby teraz się na tym skupić. Kiedy ogromny
przewodnik zebrał wszystkich nowych uczniów, ruszyli bardzo wąską i bardzo
ciemną ścieżką. Drogę oświetlał jedynie mały płomyk z lampki Hagrida. W końcu
dotarli do wielkiego, czarnego jeziora.
-Po czterech
do łodzi, ani jednego więcej! – powiedział Hagrid podniesionym głosem, żeby
wszyscy go słyszeli.
Zirothie
poczuła ucisk w sercu. Panicznie bała się pływać. Nigdy tego nie robiła i bała
się, że szybko by się utopiła. Nikt inny nie wyraził niezadowolenia z pomysłu
by przeprawiać się łódkami do szkoły, toteż postanowiła zacisnąć zęby i nie dać
po sobie poznać, że się boi. Z podniesioną głową weszła do jednej z łódek.
- Wszyscy
siedzą? - krzyknął Hagrid ze swojej łódki. – No to... NAPRZÓD!
Zamek był naprawdę imponujący. Kolosalna twierdza, w nocy wydawała się bardzo piękna. Prawie w każdym oknie świeciło się światło. Zirothie była tak bardzo zapatrzona w budynek, że nie usłyszała kiedy gajowy krzyknął aby pochylić głowy. Poczuła jak gałązki bluszczu smagają ją po policzkach. Pospiesznie pochyliła się, ale poczuła jak jedna z gałęzi rozcina jej prawy policzek. Syknęła z bólu.
Zamek był naprawdę imponujący. Kolosalna twierdza, w nocy wydawała się bardzo piękna. Prawie w każdym oknie świeciło się światło. Zirothie była tak bardzo zapatrzona w budynek, że nie usłyszała kiedy gajowy krzyknął aby pochylić głowy. Poczuła jak gałązki bluszczu smagają ją po policzkach. Pospiesznie pochyliła się, ale poczuła jak jedna z gałęzi rozcina jej prawy policzek. Syknęła z bólu.
-Hej, co ty
wyprawiasz? – zapytała dziewczyna siedząca naprzeciwko niej.
-Zagapiłam
się. – przykładając dłoń do twarzy. Kiedy ją odchyliła zauważyła krew.
-„Normalka.”
- pomyślała.
-Uważaj na
siebie. – nawet nie usłyszała kiedy dziewczyna ponownie coś do niej
powiedziała.
Po
przeprawie łódkami i obejrzeniu zamku od strony zewnętrznej nowi uczniowie
stłoczyli się w wielkim korytarzu.
-Pierwszoroczni proszę za mną. – na korytarzu zjawiła się wysoka kobieta z włosami upiętymi w kok.
-Pierwszoroczni proszę za mną. – na korytarzu zjawiła się wysoka kobieta z włosami upiętymi w kok.
-Pani
profesor McGonagall. – przywitał się Hagrid.
- Dziękuję Hagridzie, już się nimi zajmę. – odpowiedziała, następnie kierując się do nowoprzybyłych - Witajcie w zamku Hogwart. Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. - Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd. – zakończyła zerkając wymownie na kogoś z pierwszego rządu.
- Dziękuję Hagridzie, już się nimi zajmę. – odpowiedziała, następnie kierując się do nowoprzybyłych - Witajcie w zamku Hogwart. Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. - Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd. – zakończyła zerkając wymownie na kogoś z pierwszego rządu.
Zirothie
zaczęła myśleć nad ceremonią przydziału.
-„Ale jak to
ma wyglądać? Jak to przed całą szkołą? Zrobią nam jakiś test? O Boże gdzie moja
różdżka? Chyba jest w bagażach! A co będzie jak trzeba będzie jej użyć? Matko,
wracam do domu! Natychmiast!!!” – jej głowa huczała od myśli. Jej wewnętrzną
walkę przerwał zduszony okrzyk rówieśników. Spojrzała w stronę źródła ich
zaskoczenia. Z jednej ze ścian jak gdyby nigdy nic wychodziły duchy. Dwa
spośród nich nad czymś się mocno spierali. Mówili o jakichś szansach i chyba o
jakimś innym duchu, ale Zirothie nie słuchała.
-Czyli o tym
mówił Michael... – szepnęła.
-Dobrze się
czujesz? – zapytał ją pyzowaty chłopczyk. Zirothie nawet nie zaszczyciła go
spojrzeniem.
Przed
uczniami ponownie pojawiła się profesor McGonagall i wszyscy zebrani pomaszerowali
za nią do Wielkiej Sali. Zirothie rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu. Jej
uwagę od razu przykuł zaczarowany sufit. Pod sklepieniem wisiało tysiące
zapalonych świeczek. Chwilę się na niego zapatrzyła. Wróciła do rzeczywistości,
kiedy poczuła jak ktoś szturchnął ją ręką. Popatrzyła na człowieka , który to
zrobił. Uśmiechnięty chłopak o płomiennie rudych włosach puścił do niej oczko i
wskazał na grupę rówieśników, która była już w sporej odległości od niej.
Wystraszona Zirothie postanowiła do nich podbiec. Niestety, jakiś człowiek,
który siedział przy stole, w czarnozielonej szacie podstawił jej nogę w efekcie
czego upadła na podłogę i całą drogę do końca sali pokonała ślizgając się na
brzuchu. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem. Niesamowity ryk
przeszedł echem po komnacie. Dyrektor z trudem opanował sytuację uciszając
rozbrykaną młodzież. Kiedy Zirothie wstawała, zeszkliły się jej oczy. Czuła
gorąco, które właśnie pojawia się na jej policzkach. Spuściła wzrok i stanęła
za jakimś chłopakiem w blond włosach. McGonagall ustawiła przed nimi stołek o
czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja,
wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Zirothie pomyślała, że ta czapka
pasowałaby do jej poprzedniego wizerunku.
Nagle tiara poruszyła się. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:
Nagle tiara poruszyła się. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:
Może nie
jestem śliczna,
Może i łach
ze mnie stary,
Lecz choćbyś
świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć
meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze
nie jest zbadany.
Choćbyś swą
głowę schował
Pod pachę
albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało,
dzielna młodzieży,
Na głowy
mnie wkładajcie,
A ja wam
zaraz powiem,
Gdzie odtąd
zamieszkacie.
Może w
Gryffindorze,
Gdzie
kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w
Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu
szkoły są chwałą.
A może w
Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie
lampa wiedzy,
Tam mędrcem
będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów
gotowych na wiele,
To czeka was
Slytherin,
Gdzie cenią
sobie fortele.
Więc bez
lęku, do dzieła!
Na głowy
mnie wkładajcie,
Jam jest
Myśląca Tiara,
Los wam
wyznaczę na starcie!
Młodzi ludzie po kolei siadali na krześle i mieli zakładaną Tiarę na głowę. W pewnym momencie przeczytano nazwisko, po którym wszyscy nagle zaczęli szeptać i każdy chciał zobaczyć owego człowieka. Niepozorny chłopak o czarnych włosach usiadł na krześle. Zirothie wydawało się, że gdzieś go już wcześniej widziała. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to on był właścicielem białej sowy i to jego widziała na dworcu. Za jego okrągłymi okularami chowały się jego przestraszone zielone oczy. Zaczął coś szeptać do siebie. Wyglądał jakby modlił się o cud. W końcu po dłuższej chwili tiara wykrzyczała: „Gryffindor!” i po sali znów rozległ się gwar. Stół do którego podszedł chłopiec zaczął klaskać i krzyczeć z radości.
Młodzi ludzie po kolei siadali na krześle i mieli zakładaną Tiarę na głowę. W pewnym momencie przeczytano nazwisko, po którym wszyscy nagle zaczęli szeptać i każdy chciał zobaczyć owego człowieka. Niepozorny chłopak o czarnych włosach usiadł na krześle. Zirothie wydawało się, że gdzieś go już wcześniej widziała. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to on był właścicielem białej sowy i to jego widziała na dworcu. Za jego okrągłymi okularami chowały się jego przestraszone zielone oczy. Zaczął coś szeptać do siebie. Wyglądał jakby modlił się o cud. W końcu po dłuższej chwili tiara wykrzyczała: „Gryffindor!” i po sali znów rozległ się gwar. Stół do którego podszedł chłopiec zaczął klaskać i krzyczeć z radości.
-„Chyba ktoś
ważny...” – pomyślała dziewczyna.
-Zirothie
Rath. – w końcu usłyszała swoje nazwisko. Niepewnie podeszła do małego stołka i
usiadła na nim. Z zamkniętymi oczami czekała na wybór tiary. Czuła się jakby
czekała na wyrok swojej śmierci.
-No, no.
Duża odwaga... Inteligencja – no można by było spekulować... Wielki spryt...
Pasujesz dziewczyno do wszystkich domów w Hogwarcie.
-Czy
mogłabyś już skończyć? – zapytała niepewnie dziewczynka.
-Skończyć?
Ja dopiero zaczynam. Czuję, że będą z tobą kłopoty. O tak, wszyscy cię
zapamiętają...
-No skończ
już... – powiedziała Zirothie otwierając oczy.
-Gryffindor!
Zirothie
powoli podeszła do ogromnego stołu. Ludzie, którzy tam siedzieli również bili
brawo i przywitali ją uśmiechami. Ona jednak usiadła na skraju i wlepiła swoje
oczy w blat stołu. Ktoś ją szturchał i coś do niej mówił, ale ona nawet nie
słuchała. Wzięła parę głębokich oddechów, żeby się uspokoić i podniosła swój
wzrok. Naprzeciw niej siedział chłopak, na którego zwróciła uwagę wcześniej. Znowu
się do niej uśmiechał.
-Hej Mała,
wszystko z tobą w porządku? – zapytał.
Zirothie
kiwnęła głową.
-No, to masz
jakieś imię?
Znowu
kiwnęła głową.
-Umiesz
mówić?
To pytanie
otrzeźwiło dziewczynę.
-Tak, mam na
imię Zirothie.
-Piękny
ślizg. Zawsze chciałem taki zrobić, ale zawsze zatrzymywałem się w połowie.
Gratuluję. – powiedział rudowłosy.
-Daj mi
spokój, ok? – powiedziała Zirothie znów spuszczając wzrok na blat stołu.
Kiedy
wszyscy już zostali przydzieleni do swoich domów, znad stołu nauczycielskiego
powstał dyrektor Hogwaru Albus Dumbledore.
-Witajcie! -
powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy
nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj!
Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!
-O kurwa... –
jęknęła Zirothie.
-Nie za
młoda jesteś na takie słownictwo? – skarcił ją chłopak siedzący obok niej. Był
całkowicie rudy i sprawiał wrażenie ważniaka.
-Odwal się
co?
-Jestem
prefektem, życzę sobie więcej szacunku. – odpowiedział jej.
Zirothie
miała ochotę znów powiedzieć bardzo brzydko, ale nie do końca wiedziała kim
jest „prefekt” w tej szkole i czy narażanie mu się jest dobrym pomysłem.
Odwróciła głowę. Jej wzrok napotkał znowu napotkał na rudego chłopca, który
przed chwilą gratulował jej ślizgu. Uniósł kciuk do góry i pokazał brodą na
prefekta siedzącego obok niej. Lekko się uśmiechnęła.
Po całej
kolacji cała sala odśpiewała hymn. Cała sala oprócz Zirothie. Ona tylko
patrzyła z niedowierzaniem na innych.
-„Jak ktoś
mógł wymyślić tak durny tekst hymnu?” – pomyślała.