Ranek był
dosyć chłodny jak na tę porę roku. W całym zamku czuć było pieczoną dynię, a i
uczniowie zdawali się być zbytnio pobudzeni. Noc Duchów. Do tej pory Zirothie
słyszała tylko pogłoski o wspaniałej uczcie, która łączy wszystkich uczniów
szkoły, bez względu na przynależność do domów.
-Zirothie,
jak tam twój brzuch? – zapytała Hermiona, kiedy wyszła spod prysznica.
-Już lepiej,
dzięki. Pani Pomfrey dała mi lekarstwa, w razie gdyby zabolał mnie podczas
lekcji.
-Nie chwal
się tym przed innymi uczniami.
Zirothie nie
zapytała dlaczego, ale postanowiła zrobić tak jak radziła jej Hermiona.
Lekcje
minęły dosyć szybko i bez żadnych wypadków. Zirothie nawet udało się wprawić w
ruch piórko na ćwiczeniach z zaklęć.
-Proszę nie
zapominać o tym lekkim ruchu nadgarstka, który tak długo ćwiczyliśmy. – ciągnął
profesor Flitwick. Ledwo było go widać znad ambony, chociaż stał na stosie
książek. – Smagnąć i poderwać, pamiętajcie smagnąć i poderwać i wypowiadać
zaklęcie dokładnie, to bardzo ważne... Nie zapominajcie o czarodzieju Baruffo,
który źle wypowiedział spółgłoskę i znalazł się na podłodze przygnieciony
bawołem. Po chwili na jednej z przednich ławek nastąpił mały wybuch. To piórko
Seamusa zapaliło się pod wpływem dotknięcia różdżką. Cała klasa ryknęła
śmiechem, kiedy Seamus odwrócił się i pokazał wszystkim osmoloną twarz. Harry
ugasił pożar swoją tiarą.
-Źle to
wymawiasz, Wingardium Leviosa. – Zirothie usłyszała słowa Hermiony, która
próbowała pomóc Ronowi. Ku zaskoczeniu wszystkich jej piórko z wielką gracją
poszybowało ku górze. Gryffindor znów zarobił dodatkowe punkty.
-Wspaniale!
– krzyknął profesor klaszcząc w dłonie. Niech wszyscy popatrzą, pannie Granger
już się udało.
Naburmuszony
Ron nie odzywał się do nikogo, aż do końca lekcji. Na kolejnych zajęciach
Zirothie nie dostrzegła Hermiony i powoli zaczęła się martwić, co takiego się
stało.
-Hej, gdzie
jest Hermiona? – zapytała Seamusa.
-Parvati
powiedziała, że zamknęła się w łazience i ryczy. Nie chce nikogo widzieć.
-Co jej się
stało?
-Ron
powiedział, że jest koszmarna i nikt nie może jej znieść. Chyba to usłyszała.
Zirothie
zaczęła się nad tym zastanawiać. Miała nadzieję, że Hermiona wróci do pokoju
wspólnego, ponieważ chciała zapytać ją o wskazówki do zaklęcia, ale niestety
tam jej nie zastała. Siedząc w fotelu wpatrywała się w ogień. Postanowiła jej
poszukać. Kiedy zbliżyła się do toalety dla dziewczyn niemiły dreszcz przeszedł
jej po plecach...
-Marta... –
szepnęła. Lubiła Hermionę, ale wolała nie ryzykować kolejnego napadu paniki.
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Przez całą drogę do Wielkiej Sali, zarzucała
sobie, że jest egoistyczną świnią, która nie może przezwyciężyć strachu dla
koleżanki.
Kiedy
dotarła do celu, szybko zapomniała o Hermionie. Ze ścian i sklepienia zwisało z
tysiąc żywych nietoperzy, a kolejne tysiąc przelatywało nad głowami uczniów,
powodując migotanie płomieni świec ukrytych w dyniach. Tym razem potrawy
pojawiły się na złotych półmiskach, tak samo jak podczas bankietu powitalnego.
Zirothie próbowała właśnie usiąść na ławce kiedy do Wielkiej Sali z krzykiem
wpadł profesor Quirrell. Dobiegł do krzesła profesora Dumbledora i wysapał:
-Troll... w
lochach... uznałem, że powinien pan wiedzieć. – po tych słowach stracił
przytomność.
Wybuchło
zamieszanie, profesor Dumbledore musiał kilka razy wystrzelić purpurowe rakiety
ze swojej różdżki, żeby uciszyć salę. Zirothie patrzyła na innych uczniów,
którzy w panice rzucali się do ucieczki. Odgryzła kawałek jabłka. Doszła do
wniosku, że są w Wielkiej Sali, pod opieką nauczycieli, troll jest dopiero w
lochach, więc nic nie mogło się im przydarzyć.
-Prefekci! –
zagrzmiał głos dyrektora. – Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
Rudowłosy
uczeń natychmiast wstał i zaczął poganiać swoją grupę.
-Za mną!
Pierwszoroczni, trzymać się razem! Nie musicie bac się trolli, jeśli będziecie
wypełniać moje polecenia. Teraz trzymać się tuż za mną. Przejście! Najpierw
wychodzą pierwszoroczni.
Zirothie
wzięła w dłoń drugie jabłko i pospiesznie udała się za grupą kolegów. Po drodze
mijali różne grupy, spieszące w różnych kierunkach. Kiedy przepychali się przez
tłum, Zirothie kątem oka zauważyła, że Harry i Ron odłączają się od grupy.
Natychmiast pomyślała o Hermionie.
-Fred!
George! –krzyknęła. Rudzi bracia niemal natychmiast się obrócili. – Hermiona...
Nie było jej na uczcie.
Bliźniacy
rozglądnęli się, jakby mieli nadzieję znaleźć Hermionę w tłumie śpieszącym do
dormitorium.
Nagle George
popchnął Zirothie za blaszaną zbroję. O dziwo nie wpadła na ścianę, tylko
wylądowała pupą na podłodze. Za zbroją był korytarz.
-Może by tak
delikatniej. – mruknęła.
-Przepraszam,
nie chciałem, żeby ktoś nas zobaczył. – powiedział i wychylił głowę zza zbroi,
żeby sprawdzić czy wszyscy uczniowie są już daleko.
-Gdzie może
być Hermiona? – zapytał Fred.
-Seamus
powiedział, że Parvati widziała ją w łazience dla dziewczyn.
-No to
chodźmy.
-Ale tam
jest Marta... – jęknęła Zirothie.
-Jęcząca
Marta?
Zirothie
kiwnęła głową. George zachichotał, za co został uderzony przez brata.
-Marta
pewnie boi się trolli więc będzie ukrywała się w rurach. – powiedział Fred.
Zirothie
niepewnie zrobiła krok do przodu.
-Poczekaj,
tam jest Snape. Chyba biegnie na trzecie piętro. – powiedział George.
-Niech
biegnie, łazienka jest na pierwszym. – powiedział Fred i po chwili cała trójka
biegła już na ratunek Hermionie. Na jednym z zakrętów wpadli na profesora
Dumbledora. Stanęli jak wryci i zaczęli się cofać.
-Panowie! –
powiedział jakby Zirothie z nimi nie było - Jeżeli biegniecie na ratunek pannie
Granger, to wiedzcie, że wasz brat i pan Potter właśnie otrzymali punkty za
unieszkodliwienie trolla. Wy dostaniecie szlaban za złamanie zasad. Zgłoście
się później do profesor McGonagall. Wracajcie do dormitorium. Ucziowie kończą
tam swoją kolację.
Zirothie
spojrzała na swoje odbicie w oknie. Znów stała się niewidzialna. Kiedy profesor
odszedł na bezpieczną odległość George syknął do brata.
-A według
ciebie jest taka w porządku, ona też powinna dostać szlaban. Gdzie ona jest?
-Nie wiem.
Może ją zgubiliśmy?
-Chłopaki jestem tu. – powiedziała Zirothie.
Chłopcy popatrzyli w stronę skąd dobiegał głos Zirothie.
Popatrzyli po sobie.
-Odjazd! – powiedzieli na równo przybijając sobie piątki.
Zirothie powoli wracała do widzialnej postaci.
-Jak ty to robisz? Można się tego nauczyć? – zapytał Fred z
podziwem patrząc na koleżankę.
-Eeee... Właściwie to nie mam nad tym kontroli. Nikt nie może się
dowiedzieć. – powiedziała Zirothie.
George uśmiechnął się do siebie. Niewidzialna koleżanka mogłaby
wiele napsocić.
-Zirothie oficjalnie jesteś przyjęta do drużyny. Ale nikt nie
może się o tym dowiedzieć, wtedy żarty nie miałyby sensu.
-Ale ja nie mam nad tym kontroli. – powtórzyła.
-Nauczymy się. W końcu, czego nie robi się dla dobrej zabawy.
Będziesz mogła wykradać składniki do eliksirów. – zafascynował się George.
-Najpierw musimy to ogarnąć.
-Chodźmy do dormitorium. Przy odrobinie szczęścia kolacja będzie
w wieży. – powiedział Fred trzymając się za brzuch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz