sobota, 8 lipca 2017

12 Rozdział - Noc Duchów

Ranek był dosyć chłodny jak na tę porę roku. W całym zamku czuć było pieczoną dynię, a i uczniowie zdawali się być zbytnio pobudzeni. Noc Duchów. Do tej pory Zirothie słyszała tylko pogłoski o wspaniałej uczcie, która łączy wszystkich uczniów szkoły, bez względu na przynależność do domów.
-Zirothie, jak tam twój brzuch? – zapytała Hermiona, kiedy wyszła spod prysznica.
-Już lepiej, dzięki. Pani Pomfrey dała mi lekarstwa, w razie gdyby zabolał mnie podczas lekcji.
-Nie chwal się tym przed innymi uczniami.
Zirothie nie zapytała dlaczego, ale postanowiła zrobić tak jak radziła jej Hermiona.
Lekcje minęły dosyć szybko i bez żadnych wypadków. Zirothie nawet udało się wprawić w ruch piórko na ćwiczeniach z zaklęć.
-Proszę nie zapominać o tym lekkim ruchu nadgarstka, który tak długo ćwiczyliśmy. – ciągnął profesor Flitwick. Ledwo było go widać znad ambony, chociaż stał na stosie książek. – Smagnąć i poderwać, pamiętajcie smagnąć i poderwać i wypowiadać zaklęcie dokładnie, to bardzo ważne... Nie zapominajcie o czarodzieju Baruffo, który źle wypowiedział spółgłoskę i znalazł się na podłodze przygnieciony bawołem. Po chwili na jednej z przednich ławek nastąpił mały wybuch. To piórko Seamusa zapaliło się pod wpływem dotknięcia różdżką. Cała klasa ryknęła śmiechem, kiedy Seamus odwrócił się i pokazał wszystkim osmoloną twarz. Harry ugasił pożar swoją tiarą.
-Źle to wymawiasz, Wingardium Leviosa. – Zirothie usłyszała słowa Hermiony, która próbowała pomóc Ronowi. Ku zaskoczeniu wszystkich jej piórko z wielką gracją poszybowało ku górze. Gryffindor znów zarobił dodatkowe punkty.
-Wspaniale! – krzyknął profesor klaszcząc w dłonie. Niech wszyscy popatrzą, pannie Granger już się udało.
Naburmuszony Ron nie odzywał się do nikogo, aż do końca lekcji. Na kolejnych zajęciach Zirothie nie dostrzegła Hermiony i powoli zaczęła się martwić, co takiego się stało.
-Hej, gdzie jest Hermiona? – zapytała Seamusa.
-Parvati powiedziała, że zamknęła się w łazience i ryczy. Nie chce nikogo widzieć.
-Co jej się stało?
-Ron powiedział, że jest koszmarna i nikt nie może jej znieść. Chyba to usłyszała.
Zirothie zaczęła się nad tym zastanawiać. Miała nadzieję, że Hermiona wróci do pokoju wspólnego, ponieważ chciała zapytać ją o wskazówki do zaklęcia, ale niestety tam jej nie zastała. Siedząc w fotelu wpatrywała się w ogień. Postanowiła jej poszukać. Kiedy zbliżyła się do toalety dla dziewczyn niemiły dreszcz przeszedł jej po plecach...
-Marta... – szepnęła. Lubiła Hermionę, ale wolała nie ryzykować kolejnego napadu paniki. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Przez całą drogę do Wielkiej Sali, zarzucała sobie, że jest egoistyczną świnią, która nie może przezwyciężyć strachu dla koleżanki.
Kiedy dotarła do celu, szybko zapomniała o Hermionie. Ze ścian i sklepienia zwisało z tysiąc żywych nietoperzy, a kolejne tysiąc przelatywało nad głowami uczniów, powodując migotanie płomieni świec ukrytych w dyniach. Tym razem potrawy pojawiły się na złotych półmiskach, tak samo jak podczas bankietu powitalnego. Zirothie próbowała właśnie usiąść na ławce kiedy do Wielkiej Sali z krzykiem wpadł profesor Quirrell. Dobiegł do krzesła profesora Dumbledora i wysapał:
-Troll... w lochach... uznałem, że powinien pan wiedzieć. – po tych słowach stracił przytomność.
Wybuchło zamieszanie, profesor Dumbledore musiał kilka razy wystrzelić purpurowe rakiety ze swojej różdżki, żeby uciszyć salę. Zirothie patrzyła na innych uczniów, którzy w panice rzucali się do ucieczki. Odgryzła kawałek jabłka. Doszła do wniosku, że są w Wielkiej Sali, pod opieką nauczycieli, troll jest dopiero w lochach, więc nic nie mogło się im przydarzyć.
-Prefekci! – zagrzmiał głos dyrektora. – Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
Rudowłosy uczeń natychmiast wstał i zaczął poganiać swoją grupę.
-Za mną! Pierwszoroczni, trzymać się razem! Nie musicie bac się trolli, jeśli będziecie wypełniać moje polecenia. Teraz trzymać się tuż za mną. Przejście! Najpierw wychodzą pierwszoroczni.
Zirothie wzięła w dłoń drugie jabłko i pospiesznie udała się za grupą kolegów. Po drodze mijali różne grupy, spieszące w różnych kierunkach. Kiedy przepychali się przez tłum, Zirothie kątem oka zauważyła, że Harry i Ron odłączają się od grupy. Natychmiast pomyślała o Hermionie.
-Fred! George! –krzyknęła. Rudzi bracia niemal natychmiast się obrócili. – Hermiona... Nie było jej na uczcie.
Bliźniacy rozglądnęli się, jakby mieli nadzieję znaleźć Hermionę w tłumie śpieszącym do dormitorium.
Nagle George popchnął Zirothie za blaszaną zbroję. O dziwo nie wpadła na ścianę, tylko wylądowała pupą na podłodze. Za zbroją był korytarz.
-Może by tak delikatniej. – mruknęła.
-Przepraszam, nie chciałem, żeby ktoś nas zobaczył. – powiedział i wychylił głowę zza zbroi, żeby sprawdzić czy wszyscy uczniowie są już daleko.
-Gdzie może być Hermiona? – zapytał Fred.
-Seamus powiedział, że Parvati widziała ją w łazience dla dziewczyn.
-No to chodźmy.
-Ale tam jest Marta... – jęknęła Zirothie.
-Jęcząca Marta?
Zirothie kiwnęła głową. George zachichotał, za co został uderzony przez brata.
-Marta pewnie boi się trolli więc będzie ukrywała się w rurach. – powiedział Fred.
Zirothie niepewnie zrobiła krok do przodu.
-Poczekaj, tam jest Snape. Chyba biegnie na trzecie piętro. – powiedział George.
-Niech biegnie, łazienka jest na pierwszym. – powiedział Fred i po chwili cała trójka biegła już na ratunek Hermionie. Na jednym z zakrętów wpadli na profesora Dumbledora. Stanęli jak wryci i zaczęli się cofać.
-Panowie! – powiedział jakby Zirothie z nimi nie było - Jeżeli biegniecie na ratunek pannie Granger, to wiedzcie, że wasz brat i pan Potter właśnie otrzymali punkty za unieszkodliwienie trolla. Wy dostaniecie szlaban za złamanie zasad. Zgłoście się później do profesor McGonagall. Wracajcie do dormitorium. Ucziowie kończą tam swoją kolację.
Zirothie spojrzała na swoje odbicie w oknie. Znów stała się niewidzialna. Kiedy profesor odszedł na bezpieczną odległość George syknął do brata.
-A według ciebie jest taka w porządku, ona też powinna dostać szlaban. Gdzie ona jest?
-Nie wiem. Może ją zgubiliśmy?
-Chłopaki jestem tu. – powiedziała Zirothie.
Chłopcy popatrzyli w stronę skąd dobiegał głos Zirothie. Popatrzyli po sobie.
-Odjazd! – powiedzieli na równo przybijając sobie piątki.
Zirothie powoli wracała do widzialnej postaci.
-Jak ty to robisz? Można się tego nauczyć? – zapytał Fred z podziwem patrząc na koleżankę.
-Eeee... Właściwie to nie mam nad tym kontroli. Nikt nie może się dowiedzieć. – powiedziała Zirothie.
George uśmiechnął się do siebie. Niewidzialna koleżanka mogłaby wiele napsocić.
-Zirothie oficjalnie jesteś przyjęta do drużyny. Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć, wtedy żarty nie miałyby sensu.
-Ale ja nie mam nad tym kontroli. – powtórzyła.
-Nauczymy się. W końcu, czego nie robi się dla dobrej zabawy. Będziesz mogła wykradać składniki do eliksirów. – zafascynował się George.
-Najpierw musimy to ogarnąć.
-Chodźmy do dormitorium. Przy odrobinie szczęścia kolacja będzie w wieży. – powiedział Fred trzymając się za brzuch.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz